W MSK: Chojny – Centrum Kultury Młodych wystartowały 41. Ogólnopolskie Konfrontacje Teatrów Młodzieżowych! Teatry z całej Polski zawitały do Łodzi, która staje się stolicą młodej sceny teatralnej!
Tradycyjnie zaczęliśmy happeningiem Teatr Rebelia. Przed nami więcej niż teatr! Wielkie Święto Teatru Okazja do wymiany doświadczeń, integracji – sprawdzenia się na scenie i licznych dyskusji.
Młodzi artyści oceniani są w kategoriach indywidualnych i zespołowych przez jury w składzie: Jadwiga Sącińska, Ewa Audykowska-Wiśniewska, Marcin Truszczyński.
Oprócz wspaniałych spektakli w wykonaniu uzdolnionych młodych artystów, odbędą się także warsztaty teatralne, a wieczorem aktorzy będą mieli okazję obejrzeć spektakl dyplomowy “Moje miejsce” w wykonaniu studentów Wydziału Aktorskiego Szkoły Filmowej w Łodzi w Teatrze Studyjnym w Łodzi.
Dziękujemy za obecność Pani Małgorzata Moskwa-Wodnicka Wiceprezydent Miasta Łodzi
Więcej informacji: https://msk.lodz.pl/…/41-ogolnopolskie-konfrontacje…/…
Dziennik Teatralny – 1 dzień OKTM
𝑪𝒉𝒄𝒆𝒎𝒚 𝒃𝒚𝒄́ 𝒔𝒐𝒃𝒂̨ 𝒛𝒂𝒘𝒔𝒛𝒆
Pierwszy spektakl tegorocznych Konfrontacji, przywołując sportową nomenklaturę „przedstawienie otwarcia”, często nastraja widzów i jury do dalszych rozważań ustawiając przy tym określony poziom oczekiwań. Tak się też stało, Teatr Proscenium z Krakowa pokazał spektakl o przeszłości i w ten sposób naznaczył pierwszy dzień Konfrontacji zmaganiami z najnowszą historią Polski. Był to też spektakl o dużej intensywności w ruchu scenicznym. Nie wyprzedzając faktów, pozostałe teatry tego dnia wykonały równie efektowną fizyczno-taneczną pracę aktorską.
„Studniówka 82” opowiada historię, która wydarzyła się w jednym z krakowskich liceów 42 lata temu. W styczniu 1982 roku w Polsce władze komunistyczne wprowadziły stan wojenny, który oznaczał zakaz organizowania zgromadzeń. Był to atak na rozwijające się dążenia Polek i Polaków do wolności, symbolizowane przez „Solidarność”. Właśnie dlatego licealiści postanowili urządzić zakazaną studniówkę w domu jednego z nich, łącząc zabawę z antyreżimowym wystąpieniem. Zarys historyczny jest o tyle ważny, że nie każdy widz musi rozumieć przebieg wypadków. Pytanie, które na zawsze pozostanie bez odpowiedzi brzmi: na ile kompetencji kulturowych ma widz, aby nawiązać intelektualny kontakt ze spektaklem? Jeśli jakąś odpowiedź miałaby dać krakowska grupa, to jest nią zrealizowany przez nią spektakl. Publika mianowicie została zaproszona do świata, który odkrywa i objaśnia się na ich oczach. Opowieść przeprowadzona jest czytelnie, bowiem bohaterowie precyzyjnie zakreślają miejsce i czas zdarzeń. Same postacie są przekonywujące, bo wielowymiarowe, cielesne, czasami z wewnętrznymi rozterkami czy pragnieniami. Ojciec milicjant samotnie wychowuje syna, bezrefleksyjnie wykonuje rozkazy pacyfikacji protestów – jest rodzicem stosującym słowną przemoc – i choć zadaje sobie pytanie: jakiej Polski oni chcą? – to jego syn przystał do protestujących na ulicach, co oczywiście wywołuje u niego furię. Zresztą rola milicjanta to jedna z najciekawszych kreacji aktorskich spektaklu. Dynamiczną postacią okazuje się jedna z uczennic. Stoi po stronie partyjnego dyrektora szkoły, chce przyblokować wywrotową studniówkę. Ale sama pojawia się na zabawie, ważniejsza okazuje się potrzeba relacji z rówieśnikami niż krępujące reguły. Spektakl to też warstwa muzyczna, jest i ruch i śpiew, ale wszystkie elementy realizowane przez dużą, bo jedenastoosobową ekipę aktorską, płynnie funkcjonują. Ze sceny usłyszeliśmy piosenki Jacka Kaczmarskiego, zespołu Perfect i inne wolnościowe ballady tamtego mrocznego okresu. Dowiedzieliśmy się jaką radością w domach był kawałek baleronu. Aktorzy przenikają swoje postacie ze zdjęciami poprzedników-rówieśników sprzed 40 lat, przekonując nas, że uosabiają podobne wartości. Wolność, przyjaźń i dobrą zabawę. Ale można rzec, że spektakl nie potrzebuje nas przekonywać, wystarczy, że ze sceny emanuje radość nieskrępowanej kreatywności.
Mateusz Sidor o spektaklu “Studniówka’82” Teatru Proscenium
(VI Liceum Ogólnokształcące z Krakowa)
Fot. Natalia Kawczyńska
______________________________________________________
𝑺𝒑𝒆𝒌𝒕𝒂𝒌𝒍 𝒛 𝒑𝒂𝒎𝒊𝒆̨𝒄𝒊𝒂̨
Dominacja tematów historycznych w pierwszy dzień Konfrontacji. Tych najtrudniejszych, ale gęsto obecnych w przestrzeni kultury, mediów, a także uroczystości rocznicowych goszczących w naszych miastach. „Nie wolno” to kolejna lekcja z holokaustu. Teatr z Lublina wziął na warsztat historię polskiej rodziny Ulmów, zamordowanej przez Niemców za ukrywanie żydowskiej rodziny. To opowieść-symbol o ludzkim poświęceniu, bez kompromisów i bez kalkulacji. W Niemczech działa fundacja imienia Ulmów, która nie pozwala by zgasła pamięć o codziennym heroizmie rodziny fotografa. Wydarzenia miały miejsce we wschodnio-południowej Polsce i choć Lublin, z którego przyjechała grupa „Kropka po prostu”, nie leży blisko Markowa, tu należą się brawa za podjęcie ważnego dla regionu tematu. Grupa z IX liceum wybrała formę ilustracyjną i oszczędną, nie pozwalając na przebieg emocji i wyrazistość dramaturgiczną. Można uznać to za trafny wybór, bo losy Ulmów są historią z krańców ludzkiej egzystencji, a przejaskrawienia doprowadzają do zbytecznego epatowania. Te wydarzenia przemawiają bez pośredników. Ale taka forma ma swoje ograniczenia – otrzymaliśmy dość statyczny spektakl, momentami nietrzymający konsekwencji w wyrazie. Może tak być, że śpiewany utwór muzyczny jest dla widza atrakcyjny, tak też działo się na scenie. Jednak rzewna pieśń ssmana o trudach żołnierskiej doli tuż przed przeprowadzeniem egzekucji, zakrawała na parodię. I tu należy pogratulować warstwie muzycznej spektaklu, którego dużym walorem była muzyka na żywo, zresztą skomponowana przez wykonawcę. Ciekawie została zaznaczono warstwa narracyjna. Bohaterowie spektaklu przemawiają z zaświatów, zyskują osobowość. Wybrzmiewa żal dusz, że nie pędzą ziemskiego żywota. Nie widzą celu w ich przedwczesnej śmierci. To ciekawy i mocny akcent spektaklu. Podkreślali go wykonawcy. Ze sceny biegło do widza tchnienie prawdy, bo aktorki i aktorzy wykonywali swoje zadania z pewnością siebie i przekonaniem. To kawałek ważnego teatru i jego wymiaru edukacyjnego. Akcentu pamięci o postawach, o których nigdy nie można powiedzieć za dużo.
(IX Liceum Ogólnokształcące z Lublina)
Fot. Natalia Kawczyńska
_______________________________________________________________________
𝑰𝒏𝒇𝒍𝒖𝒆𝒏𝒄𝒆𝒓𝒌𝒂 𝒅𝒐𝒃𝒓𝒆𝒈𝒐 𝒔𝒎𝒂𝒌𝒖
Monodram, forma teatralna, która budzi u publiczności różne opinie. Niektórzy wolą na scenie dialog i relację postaci. Monodram, to forma dla twórców bardzo wymagająca, która nie wybacza błędów i toleruje wyłącznie wybitne przygotowanie roli. Jednoosobowy teatr
z Bolesławca, stałego bywalca Konfrontacji, pod wodzą niezawodnej pani Anity pokazał „Przepis na kluski”. Na scenie, oprócz aktorki, stolik. Miejsce do przygotowywania potraw przez kulinarną influencerkę. Ale o tym dowiemy się za chwilą, bo pierwsza część spektaklu to surrealistyczny monolog poświęcony kluskom, którego miejsce akcji to studio show telewizyjnego. Usłyszeliśmy – nomen omen – suchary o kluskach: „dlaczego kluski nie biorą udziału w maratonach? – bo są leniwe” albo „znalazłam się w sidłach klusek”. Potok słów i ruchu scenicznego przypomina widzowi teatr absurdu i groteski, co bywa ożywcze, bo rzadkie
na współczesnej scenie. Bardzo wysoka świadomość ciała aktorki jako teatralnego mechanizmu, dopełnia wrażenie nierealizmu. I kiedy zadałem sobie pytanie, czy będziemy gotować, mierzyć centymetrem i dowcipkować o kluskach przez pozostałe cenne sceniczne minuty? Ale dlaczego nie oddać się szaleństwu? I oto mam punkt zwrotny, kiedy zaczyna odsłaniać się przed widzami prawdziwa, z krwi, kości, psychiki i dynamiki postać młodej kobiety. Spektakl bowiem traktuje o osobie z zaburzeniami odżywiania, znanych jako anoreksja. Intrygująca zbudowana jest ta postać, realizatorzy postawili na przeciwstawność. Influencerka gotująca przed kamerką internetową zmagająca się z niedożywieniem brzmi jak ponury żart, ale trafny zabieg uwypukla dramat wewnętrzny postaci. Dziewczyna chce być szczupła jak jej matka, która zresztą nie mieszka już z córką i ojcem. Naśladowanie rodzica, jako z reguły pozytywny mechanizm dla rozwoju młodego człowieka, w spektaklu staje się przekleństwem. Można podejrzewać, że to domowe problemy wypędziły matkę, a bohaterkę w problemy i ucieczkę w świat wirtualny. Usłyszeliśmy tym samym bardzo ważny głos o życiu w sieci. Tam czai się pokusa szukania atencji i dowartościowania własnej osoby nieszczerymi reakcjami i komentarzami obcych ludzi. Dramat dziewczyny nie kończy się puentą, a zawieszeniem. Otóż dochodzi do spojrzenia poza matnię, budzi się myśl o potrzebie pomocy. Czy jest za późno czy jeszcze nie, tego się nie dowiemy, co może pozostawić niedosyt. Jednak monodram w wykonaniu pewnej siebie Oli Pełki, zostawia widza nasyconego teatrem szczerym i smacznym.
(Młodzieżowy Dom Kultury z Bolesławca)
Fot. Ola Sowa
__________________________________________________________________________
𝑷𝒓𝒐𝒔𝒕𝒆 𝒐𝒑𝒐𝒘𝒊𝒆𝒔́𝒄𝒊 𝒐 𝒕𝒓𝒖𝒅𝒏𝒚𝒄𝒉 𝒔𝒑𝒓𝒂𝒘𝒂𝒄𝒉
Członkowie jury zastanawiali się we foyer czy wysyp spektakli o tematyce wojennej to reakcja na sytuację zagrożenie. To dobre pytanie do młodych twórców i reżyserów, które redakcja zamierza zadać. Co odpowie grupa AVIS z Nowej Soli, która dopełniła pierwszy dzień w inne spojrzenie na historię zagłady Żydów? Otrzymaliśmy opowieść o losie kilku dziewczyn, wywiezionych na roboty w fabryce włókienniczej w Zawierciu. To historia opowiedziana jak podręcznikowy przykład i memento tego tragicznego czasu. Nie mogła być prostsza i bardziej wyrazista. I ta plakatowość tym razem stanowi o sile spektaklu. W jaki sposób opowiadać o holokauście w sztuce, której cechą jest ubarwianie i upiększanie? Spektakl „Światłocień” dał pewną odpowiedź. Jest to spektakl przede wszystkim przemyślany w formie. Przyciągające uwagę elementy scenografii, wprawiane w ruch przez aktorów, takie jak nici zwisające z sufitu czy skrzynka służąca za szafot i więzienie. Układy ruchowe opowiadające emocje wywożonych dziewczyn czy brutalne traktowanie przez strażnika. Aktorki i aktorzy przemieszczający się w niełatwych, grupowych układach po scenie ze świadomością przestrzeni i partnerów. Co chyba jest zasługą zgrabnej reżyserii i, co rzadkie w teatrze niezawodowym, intensywną pracą ze światłem. Dobrą pracę ekipa wykonała w pracy nad innym ważnym znakiem teatralnym – kostiumem. Stroje są dobrze skrojone, oddające ducha epoki, różnorodne, a jednocześnie homogeniczne. Może za mało zgrzebne i pachnące nowością, ale dodające widowiskowości.
Z pewnością pomagały, szczególnie aktorkom, które dobrze się w nich czuły i potrafiły wykorzystać scenicznie. Być może warstwa tekstowa zlała się z naturalnością realizacji, bo dialogi powiewały patetycznością i nienaturalnie zgrzytały. Finał
pozostawił pytanie co dalej i albo zabrakło autorskiej puenty, albo za słabo ta wybrzmiała. Ale ostateczne doświadczenie to satysfakcja z jazdy dopracowaną i świadomie poprowadzoną maszyną teatralną.
(z Nowosolskiego Domu Kultury w Nowej Soli)
Fot. Natalia Kawczyńska
_____________________________________________________________________
Dziennik Teatralny – 1 dzień OKTM
𝑩𝒆𝒛 𝒓𝒖𝒄𝒉𝒖 𝒏𝒊𝒆 𝒎𝒂 𝒄𝒚𝒓𝒌𝒖
W drugi dzień Konfrontacji dawno niewidziane słońce rozlało się na podążających do Centrum ekip teatralnych. Zaczęliśmy dzień od monodramu. Wykonawczyni, Kornelia Gołyszny, jak przyznała na omówieniu, od lat ćwiczy taniec. Wykorzystała te umiejętności w spektaklu. Pasaże, piruety, przejścia i skoki towarzyszyły pracy z lalką. Aktorka opowiedziała nam historię rodziny cyrkowej, która krąży po Europie środkowej, wystawiając pokazy. Lalka jest postacią zastępującą na scenie najbliższych, siostrę, matkę. Na pewnym etapie podróży bohaterka zdaje do szkoły aktorskiej, ale nie zostaje przyjęta i odesłana z komentarzem „my tu cyrku nie robimy.” Rzecz – jak to bywa w teatrze dramatycznym, dramatycznie się kończy. W warstwie opowieści mamy do czynienia jednak ze szkicem, bo scenariusz jest adaptacją powieści Aglaji Veteranyij. Rumuńska autorka przywołała osobiste doświadczenia, właśnie jako dziecka w trupie cyrkowej. Spektakl kładł nacisk na warstwę wizualną, ruchową i to jego zdecydowane atuty. Aktorka przekonywująco i ekspresyjnie obrazuje pracą ciała wątki dramatyczne, co konweniuje z anturażem cyrku. Wykorzystana lalka, wzrostu dorosłego człowieka, jest bardziej statyczna i od początku spektaklu przyciąga uwagę dzięki sprawnej animacji. Podczas omówienia spektaklu jury zwróciło uwagę, że lalka mogłaby grać większą rolę, szczególnie w drugiej części przedstawienia, ale jurorzy chwalili dobre pomysły na drobne gesty teatralne. I właśnie ten spektakl, jako pierwszy z Konfrontacyjnego repertuaru, przywołał ciało aktora jako ważne narzędzie teatralne.
✍️Mateusz Sidor o spektaklu „5986 kg rodziny” Kornelii Gołyszny z Teatru Ryba Latająca (Gminny Ośrodek Kultury w Jasienicy filia Mazańcowice)
Fot. Tomasz Ogrodowczyk
______________________________________________________________________
𝑹𝒚𝒎𝒚 𝒛̇𝒆𝒏́𝒔𝒌𝒊𝒆, 𝒎𝒆̨𝒔𝒌𝒊𝒆 𝒊 𝒃𝒚𝒍𝒆𝒋𝒂𝒌𝒊𝒆
Sobota zintensyfikowała ruch na scenie, ten środek wyrazu odzyskał należną wagę. Żeby tego było mało, spektakl „Co (O) mamy opowiadały” Studia Aktorskiego Kurtyna z Lublina przebudził oswojonych z teatrem opowieści widzów. Wielość form i narzędzi teatru, wykorzystanych w proponowanych do tej pory spektakli, łączyła narracyjność. Każdy z nich pokazywał bohaterów i snuł historię. Dlatego też sporym zaskoczeniem były płynące ze sceny rymy prostych wierszyków o niegrzecznych dzieciach recytowane i wyśpiewywane przez aktorki i aktorów lubelskiej ekipy. Grześ, który obgryzał paznokcie, został ukarany obcięciem dłoni przez krawca, dziecko huśtające się na krześle podczas obiadu zostaje przez ojca wywleczone z kuchni. To poezja naiwna, obliczona na efekt komiczny, stylistycznie odwołujące się do makabry. Chociaż czy można zapewnić, że nie czytano owych wierszyków na serio i poważnie? Na pewno nie taki był zamysł grupy, która komiczność sytuacyjną utworków-potworków amplifikowała poprzez pomysły inscenizacyjne. Przykłady: białe parasolki podświetlone od wewnątrz służą za ekran dla teatru cieni. Krzesło bez poprzeczek, przez które można się przeczołgać, przewrócić się czy upaść. W rytm prostej frazy wiersza obrazy zmieniają się błyskawicznie, a ruch i układy ilustrują wątki w rymach zawarte. Właśnie ten pomysł został komentowany jako niekorzystny dla spektaklu, z czym redakcja pozwala się nie zgadzać. Prostota i naiwność pomysłu w działaniu aktorek i aktora stwarza atrakcyjne i mocno oddziałowujące widowisko, bo chyba to określenie trafnie opisuje spektakl. To mądra aktorsko grupa, świadoma ciała i tekstu, zdolna scenicznie. Wierszyki, układy ruchowe wychodzą z ich umiejętności, zrozumienia roli słowa, materia spektaklu przeżuta i wchłonięta wpływa na widza pożywną radością i energią kreacji. Zwyczajnie, choć w uniesieniu, chłonie się erupcję talentów, pozytywnego podkręcenia, migających chwytów scenicznych. Wędrując przed spektaklem po okolicach Centrum, wśród zgniłych kamienic i brudnego wysypiska reklam wróciło echo: teatr to radość. Bo nie zawsze trzeba mówić ze sceny o ważnych sprawach, żeby odczuć uniesienie i drżenie w sercu.
✍️Mateusz Sidor o spektaklu „Co (O) mamy opowiadały” Studia Aktorskiego Kurtyna z Lublina)
Fot. Tomasz Ogrodowczyk
______________________________________________________________________
𝑺𝒕𝒂𝒏𝒚 𝒘𝒆𝒘𝒏𝒆̨𝒕𝒓𝒛𝒏𝒆𝒈𝒐 𝒑𝒐𝒌𝒐𝒋𝒖
Grupa z Piaseczna to najmłodsza grupa na Konfrontacjach, ale już z tytułem najlepszego spektaklu na również łódzkim festiwalu Dziatwa. Spektakl „Kiedy mnie nie ma” opowiada o młodych ludziach i ich poczuciu opresyjności, która dotyka ich w szkole. Dwie nauczycielki recytują regulamin uczniowski: prowadzący lekcje może kazać zdjąć nieodpowiednie ubranie czy piny, nie wolno malować paznokci, odkrywać pleców i należy być posłusznym. Jedna z aktorek odtwarzających rolę nauczycielek szczególnie przyciąga uwagę, gestykulacją wyrazem scenicznym i świadomością roli. Inne aktorki i aktorzy trzymają w ryzach swoje postacie i również zadziwiają dojrzałością, a należy przypomnieć, że jest to młodzież młodsza. Spektakl mówi o problemach wieku dojrzewania, niepokojach, poszukiwaniu siebie, nieotrzymywania wsparcia. Ale też o trudnych sprawach samopoczucia psychicznego. To tematy bliskie młodzieży, a teatr, w którym aktorzy mówią o swoich sprawach, jest niezwykle cenny i autentyczny dla widza. Jednak nie tylko szkoła to źródło nękania. Zaskakująca jest, jak na zakochanych w smartfonach młodych ludziach, refleksja o świecie cyfrowym. Spektakl przekonuje widzów, że social media, shorty, rolki i lajki niszczą relacje między ludźmi, zasysają autonomiczność myślenia. Dość oczywista, znana z różnych realizacji, ale w kontekście problemów, trafną jest scena ze świecącymi w ciemności ekranami telefonów. Można odnieść wrażenie, że młodzi stają się oświeceni wspak, a właściwie oślepieni treściami płynącymi z tych źródeł złej rzeki. Spektakl jest pełen dobrych pomysłów inscenizacyjnych i bardzo konsekwentnie prowadzony reżysersko. Jest rytm i harmonia, co zawsze uwypukli trudność spraw, z którymi mierzą się twórcy. Na ekranie wyświetlone zostały niepokojące statystyki o stanie psychicznym i emocjonalnym młodych ludzi. Ten świat może nie będzie łagodniejszy, ale dzięki teatrowi mądrzej się w nim poruszać.
Fot. Tomasz Ogrodowczyk
________________________________________________________________________________
Zadanie współfinansowane ze środków Miasta Łodzi.
Partnerem festiwalu jest Szkoła Filmowa w Łodzi / PWSFTviT