Wystartowały 40. Ogólnopolskie Konfrontacje Teatrów Młodzieżowych!
Wielkie Święto Teatru i wspaniała okazja do odkrywania nowych młodych talentów i miejsce inspirujących spotkań, przestrzeń, w której miłośnicy teatru, zarówno amatorzy, jak i profesjonaliści, mogą spotkać się, wymienić doświadczeniami i integrować się. To miejsce, w którym każdy uczestnik może doświadczyć magii teatru i wyrazić siebie.
Młodzi artyści oceniani są w kategoriach indywidualnych i zespołowych przez jury w składzie: Jadwiga Sącińska, Milena Lisiecka, Konrad Dworakowski.

„Lektura” obowiązkowa
Oliwier Węgrzyn ze Stowarzyszenia Rozwoju Poprzez Sztukę „Trakt” z Piotrkowa Trybunalskiego na inaugurację OKTM zaprezentował monodram. Początek spektaklu „W mojej obronie” wprowadza nas w temat prezentowanej opowieści: „Tuż przed Wigilią Bożego Narodzenia (…) zostałem sam z Proboszczem”.
Następnie obserwujemy reakcje: cynicznego ojca, zagubionej matki, niedowierzającej babci na zaistniałą sytuację, policji, „ciała pedagogicznego”, kolegów, etc… W tym tyglu społecznym: ofiara, czyli nasz bohater kreowany przez Oliwiera, jest sama przeciw światu. Zagubiona, pozbawiona wsparcia i zrozumienia. A pragnie tylko „spokojnego życia”. Końcówka przerażająca. Scena w kościele wbija w podłogę. Ten spektakl trzeba koniecznie obejrzeć a potem długo, bardzo długo o nim rozmawiać.

Moja historia nie jest nadzwyczajna
Grupa Lustro ze spektaklem „Moja historia” zagospodarowała scenę kolorowymi krzesłami i wyrazistą odzieżą wierzchnią postaci. Meble były przez aktorów animowane, przekładane, na początku spektaklu ułożone w stos. Bohaterowie mówią ze sceny o problemach dręczących młodych ludzi: lęk przed zwierzeniem się z zakochania, nieakceptacji rodziców, ostracyzmowi ze strony społecznych form. Mamy bohatera, którego matka nie pozwala spotkać się z rówieśnikami, ale też bohaterkę, która przekłada sport i rozwój talentów nad relacje koleżeńskie. Sytuacje opresji są jednak zaledwie naszkicowane, zgłoszone ze sceny. Otóż niewiele dowiemy się o rodzicach bohatera, którzy oceniają syna, mówiąc że się „zmienił”. Nie wiemy na czym metamorfoza polega i dlaczego w ich oczach na gorsze. Mogłoby przecież być tak, że mają rację i syn z dobrego chłopaka stał się rozrabiaką. W innej odsłonie podczas kolacji wigilijnej ojciec ogłasza rodzinie, że jego córka zakochała się w dziewczynie, a następnie oświadcza „to nie moja córka”. Wydaje się mało wiarygodną historia, kiedy to rodziciel w czasie Wigilii planuje coming out dziecka, następnie wyrzeka się go, potem siada do grzybowej i rozpakowuje prezenty. Dialogi, fabuła – dziury i luki, które trudno obronić plakatowością historii. Na razie wygłoszone, zadeklarowane węzły dramatu, który wymagałby penetracji. I tu też drzemie siła spektaklu. Forma plastyczna, kolor, ruch sceniczny powoduje, że doświadczamy ciekawego teatru. Bo oto na scenie mamy dobrych aktorów, którzy wiedzą co robią, rozumieją swoje zadania. Grają szczerze, bez patyny i pozy, w czym można upatrywać rzetelną robotę inscenizatora z adeptami aktorstwa. Czystość gestu i bezpretensjonalność powoduje, że doświadczamy odświeżającej autentyczności przekazu młodych aktorów. Oszczędność i minimalizm, a jednak wyrazistość budowania trudnych, bo plakatowych postaci,, przekonuje o walorach spektaklu. To zespół który ma świadomość sceny i gestu, co zapowiada ciekawe następne realizacje.

Z szacunkiem do historii i widza
Każdy z nas ma swoje powody, dla których wybiera się do teatru. Jedni szukają w nim czystej rozrywki, czegoś co odciągnie nas od codziennych problemów. Inni chcą wciąż oglądać te same tytuły i wracają na te same sale teatralne. Są też tacy, których do teatru ciągnie ciekawość do nowego tematu, do nieznanej historii. A ciekawie przedstawionych historii nigdy za wiele.
Jesteśmy w szkole, jest rok 1925. Klasa polsko-żydowska bawi się dobrze, dzieciaki lubię siebie na wzajem, nie patrzą na kolegę z ławki przez pryzmat wyznania. Bawią się w berka, spędzają razem dużo czasu. Zakochują się, chodzą razem do kina, na spacery.
Historia jednak jest bezlitosna. Druga Wojna Światowa niszczy spokój, zażyłość i przyjaźnie, które były ślepe na pochodzenie. Zaczynają się podziały, chaos, bezlitosność. Górę bierze przemoc, wrogość, agresja. Strach przed Niemcami jest większy od miłości do sąsiadów, z którymi od pokoleń żyło się w pełnej zgodzie. Pogrom w Jedwabnem, który wieńczy historię przedstawioną na scenie, jest pretekstem do dalszej dyskusji. Te dyskusje powinny dalej toczyć się w domu, z równieśnikami, z rodziną.
O młodzieży krążą oklepane teksty: „oni to swojej historii nie znają”, „oni to tylko sobą się interesują”, „oni tylko w te telefony patrzą”. Teatr „Szwalnia” z Lublina skutecznie odkłamuje te stereotypy. Młodzi ludzie wzięli na tapet temat najcięższego kalibru, ponieważ chcą znać historię społeczeństwa z którego wyrastają, historię swojego kraju. Temat potraktowali z pełnym szacunkiem ale bez przesadnej pompy. Zaciekawili. Poruszyli. Wzruszyli.
Kochamy te sztuki, które darzą nas – widzów, z szacunkiem, przekonaniem o naszej inteligencji emocjonalnej. Ja pokochałam „Noc spadających gwiazd”. Pełno tu nieoczywistych metaforycznych obrazów. Jako widz cały czas musimy podążać za sztuką. Nie ma ani chwili nudy czy banału.
Spektakl pełen jest estetyki, skupienia, precyzji, pokory. To teatr plastycznego słowa, które jest używane z pełną świadomością i konkretnym zamiarem. To teatr złożony z idealnie współgrających ze sobą indywidualności.
Jako widz wychodzę przejęta, ale i z poczuciem, że artysta nie tylko chce szacunku do siebie i swojej pracy, ale i tym szacunkiem obdarza mnie – widza, który zamiast siedzieć na widowni teatru, mógł włączyć kolejny odcinek serialu na jednej z platform. Bardzo cenię, gdy aktorzy potrafią dystansem zbudować bliskość, gdy emocjami zarażają nie tylko poprzez krzyk czy płacz, ale przez spojrzenie, przez drobny gest, przez milczenie. Siła tego teatru to autentyczność i szczerość w opowiedzeniu tej ciekawie przedstawionej, choć smutnej, historii. Za to bardzo wam dziękuję.
Malwina Nowak
Zadanie współfinansowane ze środków Miasta Łodzi.
